Drugi post w tym miesiącu, w sumie nawet w przeciągu tygodnia. Jakby powiedziała to moja koleżanka, niezłe turbo-combo.
Uwaga, będzie to najbardziej motywacyjna notka na jaką mogę sobie pozwolić, żeby nie wyszło sztucznie.
Jest to chyba mój ulubiony cytat. Co prawda w filmie ma on kontekst walki, takiej na ringu (Pochodzi on z filmu Rocky Balboa), jednak jest na tyle uniwersalny, że każdy może "dopasować" go do swojego życia.
Bo sukcesem nie jest to, ile dostaniesz punktów z testu z fizyki, że zostaniesz wyróżniony w jakimś konkursie plastycznym czy pojedziesz na zawody sportowe.
Nie. To nie są sukcesy.
Sukcesem jest to, ile razy oberwiesz i to mocno, zostaniesz zmieszany z błotem, powiesz sobie "nie dam rady, naprawdę już nie dam rady", a jednak wstaniesz, zetrzesz z siebie to całe błoto i zaczniesz znowu funkcjonować normalnie, jakby nigdy nic się nie stało. To są prawdziwe sukcesy.
Każdy z nas przecież ma takie momenty. Kiedy nie chce mu się już nic, ma dosyć, nieprawdaż? Oczywiście z różnych powodów, przeróżnych. Niektóre można zapobiec, inne nie za bardzo.
Ostatnio nauczyłam się na to nie reagować.
Jakoś nie wiem, może to przez koniec szóstej klasy, kiedy wszystkie moje koleżanki z klasy (wszystkie oprócz jednej, rozsądnej, która stała cały czas z boku, nie udzielała się) nagle jakby zmówiły się przeciwko mnie i jeszcze jednej dziewczynie. Okej, zmówiły to złe słowo. Ale nagle jakby zaczęły mieć do nas "sapy" o... nasze rzeczy materialne. Na początku strasznie się tym przejęłyśmy. Fakt faktem, że wcześniej raczej ze sobą nie rozmawiałyśmy, ta sytuacja jakoś nas do siebie zbliżyła.
Sytuacja doszła do tego, że raz jedna z nich odmówiła pożyczenia 20 groszy, ponieważ zabrakło mi do kanapki czy czegoś tam w sklepiku, i jeszcze dodała bardzo inteligentny komentarz - "A co, córeczki szefa na kanapkę nie stać?". Zaś ta druga dziewczyna była krytykowana za to, że kupiła nowe Nike'y - "Nie kupuj tych butów! Niektórzy nie mają pieniędzy na jedne takie, a ty tak często nowe kupujesz!". I tak dzień w dzień. Także dowiedziałam się z ich plotek, ile miesięcznie zarabia mój tata, ile metrów kwadratowych ma moje mieszkanie oraz ile kosztował nasz remont. Śmieszne, prawda? Zwłaszcza, że moje dwie najbliższe przyjaciółki też brały w tym wszystkim udział. Później stwierdziłyśmy, że mamy na to wylane. Zaczęłyśmy trzymać się chłopaków, nie dziewczyn. Wskutek tego znowu stałyśmy się obiektami plotek - niestety albo stety tamte dziewczyny traktują chłopaków jako inną rasę, a to, że my z nimi rozmawiałyśmy, to już w ogóle niemożliwe! I dlatego właśnie pokłóciłyśmy się z moją najlepszą przyjaciółką, ponieważ poszłam do klasy z tą właśnie koleżanką, która była krytykowana za buty, oraz tymi chłopakami, z którymi się kumplowałyśmy, kiedy tamte dziewczyny myślały tylko o tym, jak inaczej mogłyby nas upokorzyć, a nie z nią oraz tymi właśnie koleżankami i chłopakami, którzy traktują dziewczyny jak inną rasę.
Trochę dziwna sytuacja, ale prawdziwa. Od tego czasu nie przejmuję się tak bardzo tym, co mówią o mnie inni.
Ale i tak są takie momenty, kiedy mam dość. Kiedy bliscy znowu zaczynają nazywać mnie per "szmata", "suka", "gówniara".
Trochę robi mi się smutno, trochę wiem, że musiałam sobie czymś zasłużyć.
I przez obie te sytuacje nauczyłam się, że wszystkie te motywatory mówiące "BĘDZIE LEPIEJ, UŚMIECHNIJ SIĘ!!!!11!!!1" to jedno wielkie zakłamane g*wno.
Bo czy ktoś zapewnił Was, że ten świat w zamyśle miał być idealny?
Czy kiedy się rodziliście, powiedzieli Wam "Będziecie mieli idealne życie, cały czas się uśmiechać, będziecie życzliwi i życzliwie traktowani, zawsze będzie świeciło słońce?"?
Dlaczego więc łudzicie się, że tak będzie?
Świat nie jest piękny. Wasze życie nie będzie piękne. Oberwaliście już wiele razy, i jeszcze więcej oberwiecie. Będziecie ryczeć. Obgryzać paznokcie ze stresu. Pić litry kawy, aby utrzymać się przy świadomości, bo kolejna noc z rzędu była nieprzespana.
I to normalne. Musicie się z tym oswoić.
Takie w zamyśle jest życie. Czasem idealne, piękne, czasem bezlitosne, męczące, złe. Jest tak pięknie, potem wszystko się wali.
I wiecie co?
Zło jest dobre.
Gdyby świat nie miał zła, nie docenialibyśmy dobra.
Nie docenialibyśmy, jak ważne jest cieszenie się chwilą, nie wiedzielibyśmy jak dobierać przyjaciół.
W źle jest ukryty sens. Jaki? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Jednak musicie wiedzieć, że nic nigdy nie dzieje się przez przypadek. My też nie istniejemy przez przypadek.
To tyle, co chciałam napisać.
Pozostawiam Was w tym momencie, możecie teraz skłonić się do nieco większej refleksji.
Do napisania,
Lama xx
Uwaga, będzie to najbardziej motywacyjna notka na jaką mogę sobie pozwolić, żeby nie wyszło sztucznie.
Powiem ci coś, co sam dobrze wiesz. Świat to nie samo słoneczko i tęcze. To podłe i okrutne miejsce i nieważne, jaki z ciebie twardziel, powali cię na kolana i tak przytrzyma, jeśli na to pozwolisz. Ty, ja ani nikt inny nie bije tak mocno, jak życie. Ale nie chodzi o to, jak mocno bijesz. Chodzi o to, jak mocno możesz oberwać i ciągle przeć do przodu. Ile możesz znieść i ciągle przeć do przodu. Tak się zwycięża!
Jest to chyba mój ulubiony cytat. Co prawda w filmie ma on kontekst walki, takiej na ringu (Pochodzi on z filmu Rocky Balboa), jednak jest na tyle uniwersalny, że każdy może "dopasować" go do swojego życia.
Bo sukcesem nie jest to, ile dostaniesz punktów z testu z fizyki, że zostaniesz wyróżniony w jakimś konkursie plastycznym czy pojedziesz na zawody sportowe.
Nie. To nie są sukcesy.
Sukcesem jest to, ile razy oberwiesz i to mocno, zostaniesz zmieszany z błotem, powiesz sobie "nie dam rady, naprawdę już nie dam rady", a jednak wstaniesz, zetrzesz z siebie to całe błoto i zaczniesz znowu funkcjonować normalnie, jakby nigdy nic się nie stało. To są prawdziwe sukcesy.
Każdy z nas przecież ma takie momenty. Kiedy nie chce mu się już nic, ma dosyć, nieprawdaż? Oczywiście z różnych powodów, przeróżnych. Niektóre można zapobiec, inne nie za bardzo.
Ostatnio nauczyłam się na to nie reagować.
Jakoś nie wiem, może to przez koniec szóstej klasy, kiedy wszystkie moje koleżanki z klasy (wszystkie oprócz jednej, rozsądnej, która stała cały czas z boku, nie udzielała się) nagle jakby zmówiły się przeciwko mnie i jeszcze jednej dziewczynie. Okej, zmówiły to złe słowo. Ale nagle jakby zaczęły mieć do nas "sapy" o... nasze rzeczy materialne. Na początku strasznie się tym przejęłyśmy. Fakt faktem, że wcześniej raczej ze sobą nie rozmawiałyśmy, ta sytuacja jakoś nas do siebie zbliżyła.
Sytuacja doszła do tego, że raz jedna z nich odmówiła pożyczenia 20 groszy, ponieważ zabrakło mi do kanapki czy czegoś tam w sklepiku, i jeszcze dodała bardzo inteligentny komentarz - "A co, córeczki szefa na kanapkę nie stać?". Zaś ta druga dziewczyna była krytykowana za to, że kupiła nowe Nike'y - "Nie kupuj tych butów! Niektórzy nie mają pieniędzy na jedne takie, a ty tak często nowe kupujesz!". I tak dzień w dzień. Także dowiedziałam się z ich plotek, ile miesięcznie zarabia mój tata, ile metrów kwadratowych ma moje mieszkanie oraz ile kosztował nasz remont. Śmieszne, prawda? Zwłaszcza, że moje dwie najbliższe przyjaciółki też brały w tym wszystkim udział. Później stwierdziłyśmy, że mamy na to wylane. Zaczęłyśmy trzymać się chłopaków, nie dziewczyn. Wskutek tego znowu stałyśmy się obiektami plotek - niestety albo stety tamte dziewczyny traktują chłopaków jako inną rasę, a to, że my z nimi rozmawiałyśmy, to już w ogóle niemożliwe! I dlatego właśnie pokłóciłyśmy się z moją najlepszą przyjaciółką, ponieważ poszłam do klasy z tą właśnie koleżanką, która była krytykowana za buty, oraz tymi chłopakami, z którymi się kumplowałyśmy, kiedy tamte dziewczyny myślały tylko o tym, jak inaczej mogłyby nas upokorzyć, a nie z nią oraz tymi właśnie koleżankami i chłopakami, którzy traktują dziewczyny jak inną rasę.
Trochę dziwna sytuacja, ale prawdziwa. Od tego czasu nie przejmuję się tak bardzo tym, co mówią o mnie inni.
Ale i tak są takie momenty, kiedy mam dość. Kiedy bliscy znowu zaczynają nazywać mnie per "szmata", "suka", "gówniara".
Trochę robi mi się smutno, trochę wiem, że musiałam sobie czymś zasłużyć.
I przez obie te sytuacje nauczyłam się, że wszystkie te motywatory mówiące "BĘDZIE LEPIEJ, UŚMIECHNIJ SIĘ!!!!11!!!1" to jedno wielkie zakłamane g*wno.
Bo czy ktoś zapewnił Was, że ten świat w zamyśle miał być idealny?
Czy kiedy się rodziliście, powiedzieli Wam "Będziecie mieli idealne życie, cały czas się uśmiechać, będziecie życzliwi i życzliwie traktowani, zawsze będzie świeciło słońce?"?
Dlaczego więc łudzicie się, że tak będzie?
Świat nie jest piękny. Wasze życie nie będzie piękne. Oberwaliście już wiele razy, i jeszcze więcej oberwiecie. Będziecie ryczeć. Obgryzać paznokcie ze stresu. Pić litry kawy, aby utrzymać się przy świadomości, bo kolejna noc z rzędu była nieprzespana.
I to normalne. Musicie się z tym oswoić.
Takie w zamyśle jest życie. Czasem idealne, piękne, czasem bezlitosne, męczące, złe. Jest tak pięknie, potem wszystko się wali.
I wiecie co?
Zło jest dobre.
Gdyby świat nie miał zła, nie docenialibyśmy dobra.
Nie docenialibyśmy, jak ważne jest cieszenie się chwilą, nie wiedzielibyśmy jak dobierać przyjaciół.
W źle jest ukryty sens. Jaki? Nie wiem. Nikt tego nie wie. Jednak musicie wiedzieć, że nic nigdy nie dzieje się przez przypadek. My też nie istniejemy przez przypadek.
To tyle, co chciałam napisać.
Pozostawiam Was w tym momencie, możecie teraz skłonić się do nieco większej refleksji.
Do napisania,
Lama xx