piątek, 5 lutego 2016

05/02/2016

Pierwszy post w nowym roku. Wow.

Ostatnio moje "przyjaciółki", "koleżanki", czy jak to tam nazwać, zainspirowały mnie swoją postawą do napisania tego oto posta. Oczywiście nie mam zamiaru tu ich obrazić, wyżyć się czy w jakikolwiek sposób odreagować, po prostu dały mi świetny przykład postaw. Bez przedłużania zapraszam.

Nie chcę zacząć tego jak rozprawki, ale chyba nie mam wyjścia. (Ogólnie nie lubię zaczynać, pisać wstępu, po prostu NIE). Wydaje mi się, że każdy ma jakiegoś najbliższego znajomego, przyjaciela, kumpla or whatever. Nieważne, czy to ktoś ze szkoły, z podwórka, jakiejś grupy czy Internetu. Ważne, że ta osoba jest. Czasem ludzie mają kilka takich osób, myślą sobie, że to fajnie, że tyle osób mnie lubi i im ufam i ogólnie przyjaciele!!. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wobec niektórych się myliłam.

Gdybym teraz zaczęła się rozwodzić nad wszystkimi to napisałabym księgę w grubości podobnej do Biblii. Nie chcę pisać każdego błędu każdej osoby, bo nikt nie jest perfekcyjny, ani ja, Ty, Twój Dziadek czy piesek, prawda? Każdy z nas popełnia błędy, kłamie, obgaduje itp. 

Jednak ostatnio spotkała mnie bardzo niemiła sytuacja z moją najlepszą przyjaciółką ze szkoły.
Oraz z najlepszą przyjaciółką od urodzenia.
W sumie podobne okoliczności.
Rzeczy błahe, a jednak.

Z moją przyjaciółką ze szkoły poszło mniej-więcej o to, że chciała iść ze mną do gimnazjum. Do gimnazjum oddalonego od mojego domu jakieś 10 km, wcale nie po drodze, ze słabymi wynikami, gdzie nie miałam zamiaru iść. Powiedziałam jej, że mam tylko jeden wybór i jest to gimnazjum w tym samym budynku, gdzie była nasza podstawówka - nauczycieli znam, otoczenie też, dużo znajomych idzie. Wtedy właśnie zaczęła oskarżać mnie o to, ze nie jestem jej prawdziwą przyjaciółką, że mi na niej nie zależy, bo jakbym ją lubiła to poszłabym z nią, a nie z moją starą klasą i tego typu rzeczy. Ja się tym nie przejmowałam, bo uznałam, że jej przejdzie. GDZIE TAM. Od tego czasu cały czas ma do mnie o coś pretensje. Nawet to, że teraz w klasie mam przyjaciółkę!, znaczy, że już jej nie lubię. (To oczywiście nie prawda, nadal zależało mi na naszej przyjaźni, ale tylko ja o nią dbałam. Ja zawsze dzwoniłam pierwsza, pisałam pierwsza, zapraszałam gdzieś. Trochę przestało mi zależeć kiedy ona tylko czekała na moje zaproszenie nie dając od siebie nic.) Nie wiem, chyba ona liczyła na to, że będę siedziała gdzieś z boku wiecznie sama tylko dlatego, że nie ma jej. Oczywiście nie obeszło się od grubych argumentów na czacie na Facebooku, a jak spotkałyśmy się twarzą w twarz to już znowu przyjaciółka. Mogłaby się zdecydować. 

Podobnie było z tą drugą dziewczyną, z którą znamy się od urodzenia i przyjaźnimy. Też poszło o szkołę. Tyle że razem trafiłyśmy do klasy. My i nasze przyjaciółki (jeśli mam być szczera, to tak właśnie było - coraz mniej czasu spędzałyśmy razem, a bardziej z innymi dziewczynami - ja z jedną, ona z drugą, co nie zmienia faktu, że nadal chodziłyśmy razem do kina, spędzałyśmy czas w wakacje i takie tam). Cztery dziewczyny. Reszta to nowe osoby, nieznane. Naraz stwierdziłyśmy, że zmieniamy klasy. I tu początek problemu. Ona chciała iść do jednej klasy, ja do drugiej. Ona zaczęła mi argumentować, że ta klasa, do której ja idę jest słaba, słaba wychowawczyni, nudni ludzie i takie tam. Ja nie miałam zamiaru ustąpić, bo wiedziałam czego chcę. Wiedziałam, ze chcę iść do akurat tamtej klasy, bo mam tam bliższych znajomych. Historia kończy się tak, że obie poszłyśmy do różnych klas. Jednak ona już nie mówi mi nawet głupiego "cześć" na korytarzu. Kiedy podchodzę do niej, aby pogadać, ona akurat musi gdzieś iść, coś załatwić.

Liczyłam, że obie przyjaźnie "przetrwają" to, bo są prawdziwe. Jak widać, nie były. 
Jednak nie żałuję moich wyborów. To, że moje dawne przyjaciółki już nimi nie są wcale mnie nie martwi. Po prostu nie przetrwały próby czasu. (Boże, brzmię jak prawdziwa egoistka). Gdybym ich posłuchała raczej nie byłabym jakoś szczęśliwa. Teraz jest mi dobrze w tej szkole i tej klasie, z tymi ludźmi i tą wychowawczynią.

Tego życzę też Wam, abyście podejmowali dobre wybory, takie, jakie uszczęśliwią WAS, nie innych. Jeśli przez wasz wybór odwrócą się od Was z pozoru bliscy znajomi, oznacza to, że raczej nie byli tacy bliscy. Wierzcie mi. 

____________________________________________

Podsumowanie stycznia 2016

~~KSIĄŻKOWE~~


"Pandemonium" - Lauren Oliver
Wiem, że nazwa nie zachęca (Pandemonium - królestwo władcy piekieł i demonów), ale książka nie o tym.
Jest to druga część trylogii "Delirium", w której miłość jest zakazana. Chciałabym napisać więcej ale okropnie bym zaspojlerowała. 

~~FILMOWE~~
"Zjawa"

Nowy film z Leonardo DiCaprio. Ludzie się tym zachwycają, jednak wg mnie trochę za długi. Ileż można? 2,5 godziny oglądania jak Leo pitoli coś po indiańsku (angielskiego zapomniał), lezie po śniegu i krwawi. Podobno jest 18+ ze względu na swoją drastyczność a moja wychowawczyni uznała, że obejrzała wszystkie horrory w skrócie i następnym razem idziemy na komedię romantyczną. Ja uważam, że nie był drastyczny. (Mówi to najbardziej strachliwa osoba, jaka chodzi po tej Ziemi).

~~MUZYCZNE~~
"Me, Myself & I" - G-Eazy x Bebe Rexha

Cóż mogę pisać o piosence? Polecam, naprawdę dobra, zakochałam się.

+Trzymajcie za mnie kciuki aby w lutym udało mi się przeczytać wszystkie książki, które są na mojej liście, czyli:
-"Requiem" Lauren Oliver
-"Delirium. Opowiadania" Lauren Oliver
-"Powód, by oddychać" Rebecca Donovan
-"Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" Michelle Falkoff
-"Dary anioła. Miasto kości" Cassandra Clare
-"Krzyżacy" Henryk Sienkiewicz
-"Dzieje Tristana i Izoldy" Joseph Bedier

(ze szczególnym naciskiem na dwie ostatnie, bo to lektury ;))

Do napisania
Lama xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie posta. To wiele dla mnie znaczy.
Jeśli masz jakieś uwagi, pomysły itp. pisz w komentarzu.
Kocham Cię misiu xx

Keiko Amane Land Of Grafic